JAK BĘDZIE WYGLĄDAŁ KONIEC ŚWIATA?

JAK BĘDZIE WYGLĄDAŁ KONIEC ŚWIATA?

Wszystkich tych, którzy pytają o koniec świata, zachęcam do uważnego przeczytania 24 rozdziału Ewangelii według św. Mateusza. Uczniowie zapytali Jezusa: „Powiedz nam, kiedy to nastąpi i jaki będzie znak Twego przyjścia i końca świata?” (Mt 24, 3). Jezus odpowiadając, stwierdził: „Będziecie słyszeć o wojnach i o pogłoskach wojennych; uważajcie, nie trwóżcie się tym. To musi się stać, ale to jeszcze nie koniec!” (Mt 24, 6); „Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec” (Mt 24, 36); „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie” (Mt 24, 42).

Warto też zajrzeć do Apokalipsy, która – niestety – kojarzy się zazwyczaj z globalną katastrofą. Tymczasem jest to księga napisana ku pocieszeniu, a nie w celu budzenia strachu przed tym, co ma nadejść, Zastanówmy się, co znaczy apokaliptyczne wezwanie: „Przyjdź, Panie Jezu” (Ap 22, 20). Otóż pierwsi chrześcijanie oczekiwali z ufnością na rychłe, powtórne przyjście Chrystusa, czyli właśnie na koniec świata. Perspektywa końca była dla nich czymś umacniającym i budzącym radość, wszak oznaczała ona przyjście ukochanego Pana, który „otrze z oczu wszelką Izę” (Ap 21, 4). Symboliczne opisy końca świata nie budziły w pierwszych chrześcijanach lęku – wręcz przeciwnie – umacniały wiarę, że dzieje świata nie zmierzają ku globalnej katastrofie, ale ku pełnej miłości wspólnocie Boga z ludźmi (por. Ap 21, 1-3).

Dzisiaj zagubiliśmy gdzieś tę chrześcijańską perspektywę końca świata. Dajemy się często zwieść różnym katastroficznym przepowiedniom, które nie budzą wiary i ufności w Boga, lecz tworzą atmosferę sensacji i grozy, ocierając się paradoksalnie o śmieszność. Problem ten istniał już w czasach św, Augustyna (IV/V w.), który pytał ówczesnych chrześcijan: „Jaka jest nasza miłość do Chrystusa, jeśli boimy się jego przyjścia? I nie wstydzimy się, bracia? Kochamy Go i boimy się, że przyjdzie? Czy kochamy Go naprawdę? Czy też przypadkiem nie kochamy naszych grzechów bardziej niż Chrystusa?” (Enarr. In Ps 95/96/, 14). Zauważmy, że np. w III Modlitwie Eucharystycznej kapłan wypowiada następujące słowa: „(…) czekając na powtórne Jego przyjście, składamy Ci wśród dziękczynnych modłów tę żywą i świętą Ofiarę”. Czy uczestnicząc we Mszy św., jesteśmy świadomi tego eucharystycznego nakierowania na koniec czasów, czy rzeczywiście wyczekujemy Boga, któiy nadchodzi, czy też – jak zauważa św. Augustyn- boimy się Tego, którego ponoć kochamy. Lękającym się warto przypomnieć, że wśród obrazów końca czasów, jest również obraz stołu uczty niebiańskiej: „Pan zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win” (Iz 25, 6).

Podsumowując, trzeba powiedzieć, że koniec świata w chrześcijańskiej perspektywie nie jest jakąś spektakularną, wszechogarniającą katastrofą, o której jedni mówią w duchu niezdrowej egzaltacji, inni zaś wzruszają sceptycznie ramionami, ale oznacza wiarę w ostateczne zwycięstwo dobra nad złem. To zwycięstwo jest Bożym darem niewypowiedzianej przyszłości, która wcale nie umniejsza wartości świata doczesnego, ale – wręcz przeciwnie – daje nadzieję, że wszystko, co piękne, dobre i prawdziwe, zostanie w jakiś sposób ocalone i zachowane przez Boga.

Comments are closed.